[Motywacja] Refleksja po pięćdziesiątce

Dariusz Młynarski

24 sierpnia 2019
Motywacja i jej źródła. O efekcie płonącej dupy.

Czołem! Dedykuję niniejszy wpis ludkom po 40-ce, którzy jeszcze nie osiągnęli w życiu tego, co się zamarzyło do tej pory, a jednocześnie, z jakiegoś powodu, nie walczą o to, bo potrzebna jest jakaś magiczna, jeszcze nie odkryta motywacja.

Kolejne urodziny

I kolejne w czasie mazurskiego rejsu – tak jest od kilku lat, moje urodziny obchodzę w gronie uczestników corocznego pływania po Szlaku Wielkich Jezior. Tym razem na liczniku pojawiła się z przodu piątka. Zjedliśmy wraz z moją młodzieżą na łódce w krzakach w Puszczy Piskiej urodzinowe naleśniki i świętujemy ciągając się za jachtem w kole ratunkowym.

Wszyscy pamiętamy cytat z Forresta Gumpa, że „życie jest jak pudełko czekoladek – nigdy nie wiesz, co się trafi”. Poza tym, że nie wiadomo, co się trafi, jest jeszcze jedna prawda o tym pudełku – im bliżej do końca, z tym większą uwagą wybierasz kolejne czekoladki, bo… już ich nie jest tak dużo. Widać koniec. I, choć może się to wydawać dziwne, czuję się dziwnie zmotywowany, aby jeszcze parę fajnych rzeczy w życiu zrobić.

Dwie siły powodują, że robimy spektakularne rzeczy – dążymy do przyjemności, albo przeciwnie, uciekamy od nieprzyjemności. Jedna z nich ciągnie, druga popycha, w tą samą stronę. Różni ludzie jednak z różną siłą reagują bardziej na jeden z tych dwóch źródeł napędu, ale obie działają.

Nie bez powodu wszystkie religie od wieków posługują się do manipulacji ludźmi metaforami piekła i nieba. Jest coś do czego mamy dążyć i coś, od czego mamy uciekać. Branża rozwoju osobistego nazywa to motywacją DO i OD.

Najlepsza motywacja, by spełniać marzenia

Zgadzam się z twierdzeniem, że bardziej motywującą siłą, mającą większe przełożenie na to, że ruszamy dupsko z kanapy, jest piekło. Kiedy się pali, motywacja jest najsilniejsza. Jest niekoniecznie przyjemna, ale skuteczna.

Nie chodzi jednakowoż o samo BYCIE w jakiejś niewygodnej sytuacji, jak choćby praca do bani, kredyty, brak kasy, słabe relacje z ludźmi, zdrowie już nie to, ciało zupełnie nie z fotoszopa. Szczególnie, gdy gwóźdź w bucie tkwi tam już od dłuższego czasu i po prostu przyzwyczailiśmy się do niego, nauczyliśmy się z nim żyć.

Człowiek ma bowiem zaskakująco silną zdolność do adaptacji do warunków, w których się znajduje. No, fakt, jest do bani, ale … na dłuższą metę da się z tym żyć.

Nie jest fajnie być, dla przykładu, bezdomnym, co nie zmienia faktu większość z nich nigdy nie zrobi nic konkretnego, aby stan rzeczy zmienić.

Oto powód, dla których tak wielu ludzi „chciałoby” mieć więcej pieniędzy, mniej kilogramów, lepszego związku, większego mieszkania, podróży po świecie, jednak tak niewielu rzeczywiście po to sięga. Za słabo tego chcą, a nie mają lub nie dostrzegają zagrożenia związanego z NIEROBIENIEM tego, co trzeba, aby coś osiągnąć.

Pamiętam rozmowę z jedną z osób współpracujących ze mną w WellU. Przedmiotem była motywacja, a konkretnie jej brak.

To dość częste przekonanie, że aby działać, na przykład w biznesie, potrzebny jest jakiś magiczny stan „motywacji”, który miałby spłynąć na nas z zewnątrz i sprawić, że rzeczy zaczną się dziać. Na pytanie „jak mam się zmotywować do działania?” odpowiedziałem „weź kredyt!”. Bo gdy robi się naprawdę gorąco, wtedy po prostu bierzemy się do roboty.

Rozejrzyj się po świecie. Jakże wiele spektakularnych sukcesów ma swój początek w czarnej dupie – w bankructwie, chorobie czy innym nieszczęściu. W obliczu odczuwalnego, bezpośredniego zagrożenia budzi się bestia, gotowa zrobić wszystko, aby zagrożenie usunąć, a przy okazji osiągnąć coś znaczącego w interesującej dziedzinie.

Po prostu, nasz tyłek musi płonąć bardziej, aby ruszyć człeka do poważniejszej akcji dla poważniejszej zmiany w życiu. Metaforę pożyczyłem od Rafała Mazura – dzięki 😉

Nie chcę, Boże uchowaj, namawiać nikogo do pakowania się w poważne kłopoty, aby zyskać napęd do działania. Zachęcam jednak do spojrzenia na swoją strefę komfortu i opór przed działaniem z nowej perspektywy.

Zrób sobie zagrożenie, które motywuje, zamiast dołować

Upływ czasu to fajne, skuteczne i dostępne dla każdego zagrożenie, którego, zamiast martwić się, że czas leci nieubłaganie, można użyć jako napędu. Od pewnego czasu chodzi za mną refleksja na temat 50-tych urodzin i z siłą większą niż kiedykolwiek uświadomiłem sobie, że mam coraz mniej czasu i że pewnych rzeczy mogę już nie zdążyć doświadczyć.

Jak zatem czas i proces starzenia się ciałem i umysłem użyć jako paliwa, aby osiągnąć więcej i być bardziej? Proponuję następujące ćwiczenie – postawić sobie i odpowiedzieć na kilka pytań o rzeczy, których pragniesz w dziedzinie, która jest dla Ciebie ważna.

Czego chcesz doświadczyć a jeszcze nie doświadczyłeś?

Jakie miejsca chcesz odwiedzić?

Kogo chcesz poznać?

Co chcesz zrobić, zanim odejdziesz?

A co, jeśli tego nie osiągniesz / nie zdobędziesz / nie odwiedzisz / nie doświadczysz?

Czy nie będziesz tego żałować?

Czy warto czekać, chuj wie na co?

Czy zdążysz?

Tak, wiem, masz jeszcze w pip czasu, ale poważnie – czy warto czekać? Czy naprawdę potrzebna Ci jest jakaś magiczna motywacja?

Bez względu na to, kim jesteśmy, ile mamy lat i jak wygląda nasze życie – można je wzbogacić, przeżyć więcej, mieć więcej, być bardziej. Czy warto? Jestem przekonany że tak.

Tak, trudne jest ruszenie z miejsca, bo strefa komfortu, bo brak motywacji, słyszeliśmy to tysiące razy.

Aby ruszyć z miejsca i się nie zatrzymać, przydaje się efekt płonącej dupy, a płomieniem niechaj będzie refleksja, że czas to jedna z tych rzeczy, których naprawdę i bez kitu jest skończona ilość. W dodatku nie wiadomo ile go jeszcze zostało. Jedno jest pewne – minuta stracona jest minutą straconą bezpowrotnie.

Z życzeniem posiadania wielu konstruktywnych i popychających do pozytywnych zmian zagrożeń – Dariusz 🙂

PS. Szczerze polecam program Rafała Mazura pt. „Motywacja bez motywacji” – dobrze restartuje system i pomaga złapać wiatr w żagle. Jedna z lepszych rzeczy, które kupiłem 🙂

Autor: Dariusz Młynarski

Cześć! Jestem przedsiębiorcą, sprzedaję skuteczne produkty dla zdrowia i urody i pomagam budować biznesy w naszej branży. Dzielę się tym, co działa!

Wpisy powiązane

Wspaniały rok 2017. A jak u Ciebie?

Wspaniały rok 2017. A jak u Ciebie?

Tak, wiem, aktualnie mnóstwo ludzi pisze o swoich świąteczno-noworocznych przemyśleniach i może być tak, że już Ci się nie chce czytać kolejnego dzieła literatury potocznej z tej serii. Niestety, moje życzenia noworoczne dla Ciebie znajdziesz dopiero pod...

Prosta metoda na większą skuteczność

Aby w pełni skorzystać z treści tego wpisu, warto najpierw przeczytać poprzedni, o ten. Więc jeśli go jeszcze nie znasz, przeczytaj koniecznie (klik). Już? Zatem wiadomym jest, że podstawą osiągania każdego efektu jest trzymanie się procesu, czyli krok po kroku...

Komentarze

2 Komentarzy

2 komentarze

  1. Dorota

    Cześć! Jestem specjalistką od stwarzania sobie zagrożeń. Czy zaprowadziło mnie to dalej? Nie sądzę, albo jeszcze tego nie widzę, bo zazwyczaj nie widać tego, co jest za zakrętem. Nie mniej teoria fajna. Dzięki!

    P.s. Puszcza Piska i okolice to moje rodzinne regiony – uciekłam stamtąd przed komarami 😉
    Zajrzyj w sezonie do Prania.

    Odpowiedz
    • Dariusz Młynarski

      Piekło i niebo istnieją jednocześnie. Twierdzę po prostu, że zagrożenie uświadomione i odczuwane pomaga ruszyć z miejsca. Jakże często dopiero ogień przy dupie sprawia, że ją ruszamy. Przykład – mam nadwagę. Chcesz schudnąć, wiesz z grubsza co robić, ale zaczynasz robić coś konkretnego dopiero wtedy, gdy dowiadujesz się, że prawie masz cukrzycę i grozi Ci zawał. Poczucie zagrożenia pomaga ruszyć tyłek. Mając lekką nadwagę, niekoniecznie w stadium zagrażającym życiu, jeśli wcześniej uświadomisz sobie zagrożenie, być może ruszysz go wcześniej.

      Nie wiem, czy to uniwersalna zasada – dla mnie działa.

      Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Produkty w koszyku